wtorek, 3 kwietnia 2012

O Jurku i Magicznym Kiju Bejsbolowym do Robienia Kuku.

 Był pochmurny, jesienny dzień. W powietrzu czuć było nadchodzący deszcz, a atmosfera przed burzą była tak gęsta, że można by zawiesić w powietrzu siekierę, a ta by lewitowała. [...]
[...] Ale, że Jurek nie miał akurat żadnej pod ręką, nie mógł wykonać tejże operacji. Jako, że nie miał przy sobie płaszcza przeciwdeszczowego, a na nogach miał nowe Nike Air-Maxy koloru wielce oczojebnego, oraz najnowszy dres typu "cziki-cziki" z kolekcji o której szumnie mówiono że "ma więcej pasków, niż ty kijów bejsbolowych", nie miał ochoty zmoknąć. Wiadomo-dobry dizajn to podstawa. Dlatego też zaraz wyjął swoją zgniło-jasno-zieloną parasolkę z wielkim logiem adidasa i rozłożył ją, coby odciąć się od niekorzystnych warunków pogodowych. Warto wspomnieć także, aby obraz Jurka był pełny, o tym, iż wzrost jego oszacowano na "Ale ty k#rwa, niski kurdupel jesteś", a jego masa wynosiła, zaokrąglając w górę, 55 kilogramów, przez co jego kochana rodzicielka zawsze wkładała mu kamieni do plecaka, żeby silniejsze podmuchy wiatru nie pozbawiły jej syna. Metoda okazała się skuteczna. Jeśli nie liczyć monstrualnego wręcz garbu który Jurek nosił na plecach. Wszystkie te przyczyny złożyły się się na to, że Jurek, mimo odzienia niewątpliwie wprawiającego postronnych w stan zwany powszechnie trwogą, raczej nie przerażał. A że był dresem z dziada-pradziada postanowił zmienić swoje życie. Postanowił, że ludzie nie będą się z niego śmiać i drwić. Dlatego też udał się on w tą szemraną okolicę, gdzie bliski był zabrudzenia swoich "szelestów", co zaowocowałoby stratą kilku punktów lansu. A tych Jurek nie miał za dużo. Gdy doszedł do celu swej odyseji, aura postanowiła dać o sobie znać, i rozpętało się piekło. "Dzięsięć, w skali Beuforta"- mógłby zanucić Jurek, gdyby nie to, że jedyne utwory muzyczne jakie znał, to "Jesteś Szalona" i epicki już przebój "Kanikuły". Gdy zastukał kołatą we wrota, niebo przecięła błyskawica, uszy poraził mu grom. Jednak jego włosy postawione na jeża kilkunastoma kilogramami żelatyny kuchennej, dalej dumnie sterczały, zwiększając wizualnie jego wzrost o dobre pół metra. Gdy sobie o tym przypomniał, zaraz poczuł się pewniej i nie czekając na zaproszenie, wkroczył do gmaszyska. Wewnątrz przywitał go zasuszony, zgrzybiały staruszek, stojący za ladą i polerujący kij bejsbolowy z dębiny najlepszego gatunku. Spojrzał na klienta spod okularów, i wrócił do polerowania kija. Pięć nieznośnie długich minut, potem, sprzedawca odłożył bejsbol na honorowe miejce w sejfie, wstał, i podszedł do klienta. "Siema!! Czego chcesz, leszczu?"Spytał się. Co ciekawe, nie wydał przy tym żadnych dźwięków. Jego spojrzenie mówiło samo za siebie... Jednak Jurek zrozumiał przekaz i odparł, tym razem korzystając ze specjalnie do rozmowy wykształconych organów mowy. "Poszukuję legendarnego magicznego kija bejsbolowego, mistrzu"... czy jesteś godzien, aby dzierżyć ten otóż kij, symbolizujący doskonalość w naszej szacownej profesji, polegającej na okładaniu siępo mordach?"-spytał starzec z namaszczeniem. Jurek odparł-"Nie pierd#l, tylko dawaj! Niezliczone godziny spędzone na oglądaniu Harrego Pottera sprawiły, że magiczne kawałki drewna nie mają przede mną tajemnic"-odparł zgodnie z tradycją. "Zatem proszę, oto i on. noś go dumnie i niechaj nigdy nie służy słusznej sprawie"-tym razem słownie wyartykułował starzec. "Dziena"-powiedział Jurek, wziął lagę i wyszedł ze sklepu trzaskając drzwiami. Wyszedł, dysząc żądzą zemsty na mentach i psach, którzy wielkorotnie spałowali go, wspominając stare dobre czasy, kiedy nie byli policją, tylko ZOMO. Dlatego też zaraz poszedł na najbliższy komisariat policji, otworzył kopniakiem obrotowe drzwi, wyciągnął kija z kabury przy gumce od dresu , machnął nim i krzyknął "Avada Kedavra". "Pan w jakiej sprawie?", zapytała sekretarka, dmuchając na świeżo pomalowane tipsy. Chwilę później padła martwa. Na ten widok poderwał się siedzący dotąd spokojnie policjant. Jurek powtórzył całą procedurę, lecz tym razem policjant nie padł w drgawkach na ziemię. Kij pierdnął, wypuścił kilka kłębów śmierdzącego dymu i zdech. Krótko mowiąc, siadła bateria. "Tak to jest, jak kupuje się magiczne kije u Ruskich"-zadrwił policjant. Jurek już miał zakląć, kiedy wpadł na genialny pomysł. Mianowicie dał w długą. Opowieść "O Jurku i Magicznym Kiju bejsbolowym do robienia kuku" po dziś dzień krąży po Pradze i opowiadana jest dzieciom na postrach i ku przestrodze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz